Recenzja filmu

Infiltracja (2006)
Martin Scorsese
Leonardo DiCaprio
Matt Damon

Chłopcy z ferajny

Remake powszechna rzecz, ale świetny remake, to coś nowego. "Infiltracja" Martina Scorsese inspirowana jest hongkońskim kryminalnym thrillerem "Infernal Affairs: Piekielna gra" z 2002 roku.
Remake powszechna rzecz, ale świetny remake, to coś nowego. "Infiltracja" Martina Scorsese inspirowana jest hongkońskim kryminalnym thrillerem "Infernal Affairs: Piekielna gra" z 2002 roku. Chociaż słowo "inspiracja" może być tu mylne, gdyż reżyser znany z takich dzieł, jak "Chłopcy z ferajny" czy "Taksówkarz", był bardzo wierny oryginałowi. Wschodni pierwowzór to część trylogii (remake opiera się także na jednym z wątków drugiej części), którą jakiś odważny człowiek określił mianem "azjatyckiego Ojca chrzestnego". Jednakże poza liczbą części i jako tako zbliżoną tematyką gangsterską, takie zestawienie zaliczać powinno się raczej do herezji, lub w najlepszym wypadku – nieumiejętnego doboru słów. Co jednak nie zmienia faktu, że "Piekielna gra" zasługuje na uwagę. Film w swojej skromnej formie jest niepodobny do kina, jakie przyzwyczajaliśmy się dostawać z Hong Kongu. Nie ma tu kilkunastominutowych pościgów i strzelanin, brutalność została ograniczona do minimum, a osią fabuły nie jest zemsta czy porachunki, tylko ludzie. A dokładniej dwaj mężczyźni, którzy aby przeżyć, muszą kłamać, co zaciąga ich na skraj wyniszczenia psychicznego.

I to jest też punkt wyjścia "Infiltracji". Dwaj chłopacy wychowani w biednej dzielnicy Bostonu (co ciekawe, gra go Nowy Jork – a już mówiło się, że Scorsese odchodzi ze swojego ulubionego miasta) stają po przeciwnych stronach barykady. Billy Costigan (Leonardo DiCaprio) zaciąga się do policji, gdzie dostaje tajne zadanie, przeniknięcia do struktur mafijnych i rozpracowania miejscowego bossa, Franka Costello (Jack Nicholson). Z kolei Colin Sullivan (Matt Damon), który od śmierci rodziców jest zależny od wyżej wymienionego gangstera, także kończy akademię policyjną, ale nie by służyć prawu, tylko by infiltrować bostoński wymiar sprawiedliwości. W końcu wzajemnie orientują się o działalności swojego alter ego, nie znają się jednak ani z twarzy ani z nazwiska. Co więcej, rozkaz odnalezienia szpicli dostają właśnie oni. Rozpoczyna się gra o życie, przetrwanie odpowiednio własną tożsamość i reputację. Gra ciężka, gdzie przegrany kończy z kulką między oczami.

Owa gra to prawdziwa psychologiczna rozgrywka, w której w roli argumentów występuje pięść, pistolet i siarczyste "fuck". Scorsese nie tylko chciał jeszcze raz opowiedzieć hongkońską historię, ale opowiedzieć ją w swój charakterystyczny sposób. To jest jeden z tych remake'ów, gdzie znajomość lub nieznajomość pierwowzoru kompletnie nie wpływa negatywnie na jego odbiór. Obejrzenie obu filmów gwarantuje możliwość ciekawego porównania dwóch różnych temperamentów i kultur – amerykańskiej i azjatyckiej. Ci którzy natomiast "Infernal Affairs" nie widzieli, nie dostrzegą tych nielicznych wad "Infiltracji". Wizja Scorsese jest znacznie brutalniejsza i żywsza, to zdecydowanie męski kawałek kina – dlatego też nawet nieco przeholowana końcówka wpisuje się w obraną przez reżysera konwencję. Film nie tylko imponuje tempem akcji i swoim rozmachem (trwa przeszło dwie i pół godziny!), ale i realizatorskim kunsztem. Każdy element produkcji spisuje się na medal. Od montażu przez muzykę, aż po zdjęcia ujawniające wyczucie Michaela Ballhausa, którego kamera zawsze jest w odpowiednim miejscu.

Ale odłóżmy na bok techniczne niuanse, podobnie jak w oryginale, tak i tu najważniejsi są ludzie. A dokładniej postać Costigana, który zdecydowanie odgrywa główną rolę w historii, a przynajmniej, o najdokładniejsze właśnie jego rysy, postarał się scenarzysta, William Monahan. Billy obarczony jest przekleństwami życia w biednej dzielnicy, całe dzieciństwo i młodość musiał ukrywać się za zmyśloną tożsamością człowieka, który tam pasuje – swoje prawdziwe oblicze ujawniał tylko w szkole, gdzie był świetnym uczniem. Ponieważ w rodzinie zdarzały się konszachty z mafią, gdy tylko trafia do policji, spotyka się z drugorzędnym traktowaniem. Zarzut niewłaściwego pochodzenia wystarczy by wykorzystać jego fałszywą tożsamość, zniszczyć mu resztki godności, człowieczeństwa. "Infiltracja" to zapis tego co dzieje się z tajniakiem, który jest wtyką w grupie przestępczej. Na barkach wcielającego się w rolę Costigana Leonardo DiCaprio spoczywa ciężar prawie całego filmu. Musiał ukazać dylematy jakie targają jego bohaterem. Z początku zachowuje twarz z kamienia, starając się ukrywać emocje, z czasem jednak objawiają się stany depresyjne i lękowe, które stara się zwalczyć lekami. Zmuszono go w końcu do udawania kogoś kim nie jest. W przeciwieństwie jednak do jego alter ego, ta rola go przerasta, niszczy go. Musi zachowywać się jak zwierzę na które poluje – używać przemocy, rozmawiać z gangsterami o rzeczach, których robić by nie chciał, a których od niego wymagają. Gdy zbliża się konfrontacja dwóch głównych bohaterów, Costigan nie szuka zemsty, ani zadośćuczynienia, on chce tylko odzyskać swoją prawdziwą tożsamość. Tylko i aż tyle.

Przeciwieństwem targanego emocjami Billy'ego jest Colin Sullivan, który niestety na tle swojego dobrego odpowiednika, wypada skądinąd dość blado. Nie jest to jednak wina Matta Damona. Jego pomysł na bohatera jest bardzo prosty, ale i trafny. Sullivan wychowany przez największą szychę przestępczego światka Bostonu jest wyzbyty wszelkich emocji i wrażliwości. Dla tego egocentrycznego karierowicza liczą się tylko sukcesy na koncie – i te w pracy i w mafii i w podbojach miłosnych. Damon przedstawia go w sposób enigmatyczny, z maską na twarzy. Można mieć za złe tylko scenarzyście, że skupiając się na postaci DiCaprio, odpuścił dokładniejszy portret Colina. Zwierzchnikiem Sullivana jest Frank Costello, w którego wcieliła się chodząca legenda, Jack Nicholson. Z jednej strony swoją charyzmą dominuje film, z drugiej, kompletnie nie pasuje do niego. W niektórych scenach zapomina, że jego bohater nie jest panem świata, tylko jednej z mafii w Bostonie. Jego manieryczna gra to szarża w stronę muru, w pewnym momencie zahacza to wręcz o autoparodię. Ale wielkie gwiazdy chyba raz za życia muszą popełnić podobną popisówkę, przecież Al Pacino o karykaturę też się pokusił, w "Adwokacie diabła".

Po za rozbudowanym w stosunku do hongkońskiego oryginału portretem Castello, nieciekawie wypada także romans, który niestety powiela wszystkie możliwe schematy hollywoodzkie. Ale może takie właśnie było zamierzenie reżysera? Od początku widać że Scorsese tłumaczy chiński na amerykański angielski, więc wpływy zwyczajowe, kulturowe i techniczne, nie powinny dziwić. Niestety odbija się to na wiarygodności dzieła – choć jej nie obala. Pełen obraz kryminalnego Bostonu, miasta Irlandczyków, dopełniają drugoplanowi bohaterowie, Dignam (Mark Wahlberg) i Queenan (Martin Sheen), czyli przełożeni Billy'ego oraz Ellerby (Alec Baldwin). Ten drugi specjalnie się nie wyróżnia, ale pozostali, tak jakby wreszcie odnaleźli swoje miejsce w kinie. Wahlberg chyba nigdy nie pasował tak do swojej roli jak tutaj, a Baldwin po latach zawodowej stagnacji, autentycznie zagrał, a nie pozwolił umieścić swoje nazwisko na plakacie. "Infiltracja" dziełem doskonałym nie jest, ale dawno nie było tak solidnego, piekielnie mocnego męskiego kina. A do tego poczynił je duet Scorsese i DiCaprio, który przeklinano przecież od dobrych kilku lat.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na pierwszy rzut oka dosyć dziwne zestawienie - specjalista gangsterskiego kina Martin Scorsese w roli... czytaj więcej
Mistrz Scorsese w końcu dostał Oscara! Komu jak komu, ale temu człowiekowi nagroda należała się z... czytaj więcej
Niewątpliwie najlepsze filmy Martin Scorsese nakręcił przy współpracy z Robertem De Niro. Tymczasem,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones